Jeszcze jedno!
Niedawno nasz blog obchodził swoje pierwsze urodziny! Miałam tyle planów odnośnie tego dnia, miało być tyle niespodzianek, a ja... Uwaga! A ja o tym zapomniałam. Śmieję się w tym momencie z samej siebie, bo naprawdę, planów miałam milion, miała być rozległa notka na dwa kilometry, a ja zapomniałam XD Anyways, chciałam Wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze, wyświetlenia, opinie (zarówno te dobre jak i te złe), no za wszystko. Wierzę, że przed nami jeszcze kolejny rok, o którym, mam nadzieję, nie zapomnę...
To tyle, jak zwykle życzę Wam miłego czytania, obiecuję niedługo coś tutaj nabazgrać. Do następnego, kochani.
***
Andy Biersack x Ashley Purdy ~ 'Hey sweetie, I need you here tonight'.
Wszystko wydawało się być spokojne w autobusie zespołu Black Veil Brides. Obecnie jedynym dźwiękiem, który dało się usłyszeć, było ciche chrapanie Christiana i odgłosy ciężkich kropel deszczu uderzających o plastikową szybę. Wszyscy spali, z wyjątkiem najmłodszego członka zespołu, Andy'ego. Dwudziestolatek nie spał od trzech dni, to jest od momentu, kiedy zaczęła się trasa koncertowa. Próbował już chyba wszystkiego - wody, liczenia owiec, słuchania relaksującej muzyki, brania tabletek nasennych, a nawet podduszania się poduszką. Nic nie działało. Chłopak westchnął, po czym dosłownie wyczołgał się ze swojego łóżka, które wyglądało, jakby ktoś przeprowadził na nim walkę na śmierć i życie. Trzeci raz tej nocy zrobił rundkę po autobusie, szukając czegokolwiek, co mogłoby go zainteresować chociaż na kilkanaście minut, żeby czas szybciej zleciał. Nagle ciche chrapanie ustało, zamieniając się w pijackie mamrotanie o niestworzonych rzeczach, które wywołały na twarzy Andy'ego wesoły uśmiech. Przez chwilę jeszcze mierzył wzrokiem swojego przyjaciela z zespołu, który teraz był po prostu cicho, a następnie opadł na skórzaną kanapę. Włączył telewizor, po czym zmniejszył głośność do najniższej, jaka tylko była możliwa. Westchnął ociężale przecierając dłonią zaspane oczy, jednocześnie próbując skoncentrować się na marnym serialu, który akurat leciał. Po raz setny skarcił się w myślach za to, że nie pomyślał o tym, żeby wziąć swoją kolekcję Batmana do obejrzenia, ale z drugiej strony nie mógł przecież przewidzieć, że nie będzie mógł zasnąć przez 3 dni. Zdenerwowany warknął, zdecydowanie potrzebował snu, jednak jego mózg mu tego odmawiał, jakby z niewiadomych powodów cholernie go nienawidził. Nagle z "sypialni" chłopaków dało się usłyszeć ciche kroki, a po chwili w głównej części autobusu pojawił się zaspany Ashley.
- Andy? - Zapytał, a raczej wymamrotał w połowie obudzony, a w połowie wciąż pochłonięty snem. Zrobił kilka chwiejnych kroków, przez co znalazł się na kanapie, tuż obok Andy'ego. Bogu dzięki, że na nic się nie nadział. - "Glee"? Serio, Andy? Przecież tego nienawidzisz.
- Nie mogę spać. - Burknął, nawet na chwilę nie patrząc na Ashleya. - I to od trzech dni. Jestem kurewsko zmęczony, Ash. Przepraszam, jeśli cię obudziłem.
Po wypowiedzianych słowach Andy zaczął nerwowo wiercić się na kanapie, dzięki czemu Ashley zaczął cicho chichotać. Bez zawahania objął chłopaka swoją prawą ręką i przysunął go do siebie sprawiając, że teraz głowa wokalisty spoczywała biernie na jego klatce piersiowej. Zero ruchu, jakby momentalnie przestał oddychać. Andy westchnął, pozwalając spocząć swojej dłoni na biodrze starszego mężczyzny.
- W porządku, nic się nie stało, mi też trudno jest tutaj zasnąć. - Dwudziestolatek w odpowiedzi jedynie przytaknął, nie mając siły, albo ochoty na nic więcej. Ashley przeniósł swoją rękę na jego włosy i zaczął czułymi gestami gładzić je dłonią, a na jego twarzy mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech. - Naprawdę powinieneś trochę się przespać, Andy, oczy same Ci się zamykają.
- Myślisz, że nie próbowałem? - Zapytał ironicznie, znacznie podnosząc swój ton. Zgryzł swoją dolną wargę, po czym spokojnie kontynuował. - Próbowałem już wszystkiego, co tylko przyszło mi na myśl, bezskutecznie. Nie wiem co jeszcze mogę zrobić.
- Próbowałeś liczenia owiec? - W odpowiedzi otrzymał jedynie głupkowate spojrzenie. Andy wywrócił oczami, po czym wtulił się mocniej w mężczyznę. - Jesteś uroczy, kiedy jesteś zmęczony, wiesz?
- Chciałbym nie być. Znaczy... Nie być zmęczony, nie mam nic przeciwko byciu uroczym.
Po standardowym zaśmianiu się, pomiędzy nimi zapadła cisza. Każdy z nich chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Cisza z każdą sekundą stawała się coraz bardziej uciążliwa, nachalna. Andy ponownie zagryzł dolną wargę, po czym wyciągnął swoją dłoń bardziej w stronę dłoni długowłosego mężczyzny i złączył je ze sobą, uśmiechając się pod nosem. Ashley pocałował czubek jego głowy, jeżdżąc wolną dłonią po jego placach. Dupek nawet nie wiedział, jak to działało na młodszego chłopaka. Ten nagle odsunął się od niego i spojrzał w jego stronę, cały czas trzymając jego dłoń.
- Myślałeś kiedyś o tym? - Wyszeptał.
- O czym?
- O nas.
- Andy... Nie wiem... - Andy wywrócił oczami, puszczając dłoń Ashleya. Spuścił wzrok i zaczął bawić się kosmykiem swoich włosów, jak to miał w zwyczaju robić, kiedy się denerwował.
- Jasne, rozumiem. Nie powinienem w ogóle zaczynać, przepraszam. - Wycedził, będąc wściekłym na samego siebie. Sam nie potrafił zrozumieć, czemu nagle zaczął ten temat, nie wiedział, na co właściwie liczył.
- Ale Andy, tu nie chodzi o to, że ja tego nie chcę. Chyba chcę, ale... Nie wiem, to nie jest takie łatwe, jak mogłoby się wydawać.
- Słucham? Co jest niby takiego skomplikowanego w Nas, w kochaniu się? Cholera, Ashley!
- Zranię cię, Andy. Nie jestem najlepszym chłopakiem na świecie, nigdy nie byłem i nie będę.
- Dla mnie jesteś idealny.
I znów pomiędzy chłopakami nastała cisza, która krępowała ich obojga. Andy niemal od razu w myślach surowo skarcił się za wypowiedziane kilka sekund wcześniej słowa, wiedział, że prawdopodobnie ich pożałuje. Bał się spojrzeć w stronę starszego mężczyzny, oczekiwał nawet, że oberwie mu się za to głupkowate gadanie. Jednak kiedy wreszcie odważył się to zrobić, Ashley szeroko się uśmiechał. Spojrzał w kierunku Andy'ego i złapał go za dłoń.
- Naprawdę tak myślisz? - Ashley zdawał się nie oddychać. Po chwili jednak z jego twarzy zszedł uśmiech, a jego wzrok powędrował na ścianę. - Nie, Andy. Nie mogę. Nie jestem dla Ciebie dobry, nie jestem wystarczający, rozumiesz? Nie jestem. Zranię cię. - Każde kolejne słowo wypowiadał coraz ciszej. Kiedy jego wzrok zatrzymał się na telewizorze, Andy zerwał się z miejsca, wziął do ręki pilota i gwałtownie wyłączył telewizor, następnie rzucając pilota w róg kanapy. Teraz w pokoju panowała jedynie ciemność. Ashley westchnął.
- Ash, nie obchodzi mnie to, że mnie zranisz. Nie obchodzi mnie to, kurwa. Mógłbyś zepchnąć mnie z pierdolonego klifu, a mnie by to nie obchodziło. Teraz obchodzi mnie jedynie to, co do Ciebie czuję. I wiesz co? Pierwszy raz w życiu jestem pewny swoich uczuć. Nie wiem dlaczego ciągle próbujesz szufladkować się na dobrego i złego. To miłość, nie wojna. Tu nie ma dobrych czy złych stron. - Ton Andy'ego zmieniał się z sekundy na sekundę, raz brzmiał łagodnie, jakby od jego słów zależało jego życie, a za chwilę brzmiał, jakby chciał pozabijać cały świat, a później jeszcze siebie. Ashley odważył się na chwilę spojrzeć w oczy chłopaka, jednak wreszcie i tak spuścił wzrok w dół, kręcąc niepewnie głową.
- Andy... - Wyszeptał, cały czas skrupulatnie unikając jego wzroku.
- Ashley. - Wycedził Andy, drocząc się z nim. Cisza. Znów cisza. Ashley wziął głęboki oddech, po czym przysunął się do Andy'ego. Patrząc mu w oczy położył dłoń na jego policzku i kilkukrotnie pogładził go kciukiem, sprawiając, że po ciele chłopaka przeszło milion przyjemnych dreszczy. Ashley zbliżył się jeszcze trochę, po czym nachylił się i pocałował Andy'ego, wkładając w ten pocałunek wszystkie swoje uczucia - nie tylko miłość i szczęście, ale też nienawiść, ból, cierpienie. Andy niemal od razu zarzucił ręce na jego szyję i odwzajemnił jego pocałunek. Po niedługiej chwili chłopacy delikatnie oderwali się od siebie, obaj uśmiechali się do siebie nawzajem.
- Czy to znaczy, że...?
- Tak, Andy. Chcę spróbować. Kocham cię.
- Dziękuję, Ash. Zobaczysz, będzie dobrze. - Powiedział cicho Andy, po czym raz jeszcze cmoknął Ahleya w usta. Uśmiechnął się delikatnie w jego stronę, po czym przytulił się do niego, owijając ręce wokół jego talii, a głowę schował w zagłębieniu jego szyi.
- Jesteś taki uroczy... - Zaśmiał się mężczyzna, przeczesując dłońmi dość krótkie włosy chłopaka. - Andy? - Zapytał niepewnie, a kiedy doszedł do wniosku, że Andy zasnął w jego ramionach, na jego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Delikatnie podniósł się do góry, następnie biorąc chłopaka na ręce. Cały czas robił wszystko, żeby tylko go nie obudzić. Powolnym, spokojnym krokiem udał się w stronę swojego łóżka. Ostrożnie położył na nim Andy'ego, chwilę jeszcze uważnie mu się przyglądając. Odgarnął kosmyk włosów z jego twarzy i pocałował go w czoło, po chwili kładąc się obok niego. Pierwszy raz od bardzo dawna oboje mogli zasnąć spokojnie wiedząc, że rano obudzą się w ramionach ukochanej osoby.
- Jasne, rozumiem. Nie powinienem w ogóle zaczynać, przepraszam. - Wycedził, będąc wściekłym na samego siebie. Sam nie potrafił zrozumieć, czemu nagle zaczął ten temat, nie wiedział, na co właściwie liczył.
- Ale Andy, tu nie chodzi o to, że ja tego nie chcę. Chyba chcę, ale... Nie wiem, to nie jest takie łatwe, jak mogłoby się wydawać.
- Słucham? Co jest niby takiego skomplikowanego w Nas, w kochaniu się? Cholera, Ashley!
- Zranię cię, Andy. Nie jestem najlepszym chłopakiem na świecie, nigdy nie byłem i nie będę.
- Dla mnie jesteś idealny.
I znów pomiędzy chłopakami nastała cisza, która krępowała ich obojga. Andy niemal od razu w myślach surowo skarcił się za wypowiedziane kilka sekund wcześniej słowa, wiedział, że prawdopodobnie ich pożałuje. Bał się spojrzeć w stronę starszego mężczyzny, oczekiwał nawet, że oberwie mu się za to głupkowate gadanie. Jednak kiedy wreszcie odważył się to zrobić, Ashley szeroko się uśmiechał. Spojrzał w kierunku Andy'ego i złapał go za dłoń.
- Naprawdę tak myślisz? - Ashley zdawał się nie oddychać. Po chwili jednak z jego twarzy zszedł uśmiech, a jego wzrok powędrował na ścianę. - Nie, Andy. Nie mogę. Nie jestem dla Ciebie dobry, nie jestem wystarczający, rozumiesz? Nie jestem. Zranię cię. - Każde kolejne słowo wypowiadał coraz ciszej. Kiedy jego wzrok zatrzymał się na telewizorze, Andy zerwał się z miejsca, wziął do ręki pilota i gwałtownie wyłączył telewizor, następnie rzucając pilota w róg kanapy. Teraz w pokoju panowała jedynie ciemność. Ashley westchnął.
- Ash, nie obchodzi mnie to, że mnie zranisz. Nie obchodzi mnie to, kurwa. Mógłbyś zepchnąć mnie z pierdolonego klifu, a mnie by to nie obchodziło. Teraz obchodzi mnie jedynie to, co do Ciebie czuję. I wiesz co? Pierwszy raz w życiu jestem pewny swoich uczuć. Nie wiem dlaczego ciągle próbujesz szufladkować się na dobrego i złego. To miłość, nie wojna. Tu nie ma dobrych czy złych stron. - Ton Andy'ego zmieniał się z sekundy na sekundę, raz brzmiał łagodnie, jakby od jego słów zależało jego życie, a za chwilę brzmiał, jakby chciał pozabijać cały świat, a później jeszcze siebie. Ashley odważył się na chwilę spojrzeć w oczy chłopaka, jednak wreszcie i tak spuścił wzrok w dół, kręcąc niepewnie głową.
- Andy... - Wyszeptał, cały czas skrupulatnie unikając jego wzroku.
- Ashley. - Wycedził Andy, drocząc się z nim. Cisza. Znów cisza. Ashley wziął głęboki oddech, po czym przysunął się do Andy'ego. Patrząc mu w oczy położył dłoń na jego policzku i kilkukrotnie pogładził go kciukiem, sprawiając, że po ciele chłopaka przeszło milion przyjemnych dreszczy. Ashley zbliżył się jeszcze trochę, po czym nachylił się i pocałował Andy'ego, wkładając w ten pocałunek wszystkie swoje uczucia - nie tylko miłość i szczęście, ale też nienawiść, ból, cierpienie. Andy niemal od razu zarzucił ręce na jego szyję i odwzajemnił jego pocałunek. Po niedługiej chwili chłopacy delikatnie oderwali się od siebie, obaj uśmiechali się do siebie nawzajem.
- Czy to znaczy, że...?
- Tak, Andy. Chcę spróbować. Kocham cię.
- Dziękuję, Ash. Zobaczysz, będzie dobrze. - Powiedział cicho Andy, po czym raz jeszcze cmoknął Ahleya w usta. Uśmiechnął się delikatnie w jego stronę, po czym przytulił się do niego, owijając ręce wokół jego talii, a głowę schował w zagłębieniu jego szyi.
- Jesteś taki uroczy... - Zaśmiał się mężczyzna, przeczesując dłońmi dość krótkie włosy chłopaka. - Andy? - Zapytał niepewnie, a kiedy doszedł do wniosku, że Andy zasnął w jego ramionach, na jego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Delikatnie podniósł się do góry, następnie biorąc chłopaka na ręce. Cały czas robił wszystko, żeby tylko go nie obudzić. Powolnym, spokojnym krokiem udał się w stronę swojego łóżka. Ostrożnie położył na nim Andy'ego, chwilę jeszcze uważnie mu się przyglądając. Odgarnął kosmyk włosów z jego twarzy i pocałował go w czoło, po chwili kładąc się obok niego. Pierwszy raz od bardzo dawna oboje mogli zasnąć spokojnie wiedząc, że rano obudzą się w ramionach ukochanej osoby.
cudne *_____* zawiesić? nieeee.... :c
OdpowiedzUsuńsghocsjbdejnyvdf *-*
OdpowiedzUsuńuśmiechałam się do telefonu jak pedofil
moje filsy ;_;
*chamska reklama*
jesli kiedykolwiek bedziesz aż tak zdesperowana aby poczytać moje andlejowe wypociny to zapraszam:
loveisntalwaysfairbvb.blogspot.com
Jak zresztą zawsze, wspaniałe :)
OdpowiedzUsuńHej! Nominowałam Cie do LA. Więcej informacji tutaj: http://themortalinstrument-malec-story.blogspot.com/2014/05/liebster-award-schwytana-i-nominowana.html
OdpowiedzUsuńJeśli nie bawisz się w tego rodzaju rzeczy, po prostu zignoruj ten komentarz :)
Świetny<3 Dzisiaj dopiero odkryłam Twojego zarąbistego bloga i już skończyłam go czytać, nie zostawiając ani jednego komentarza pod żadną notką, za co Cię przepraszam, bo zdążyłam zauważyć jak bardzo je lubisz. Takich blogów jak ten to naprawdę tylko ze święcą szukać :D Czekam na następny, mam nadzieję, że wkrótce się pojawi :D
OdpowiedzUsuń