Strony

sobota, 15 marca 2014

"Who will save me from myself?" Opowiadanie Andy Biersack x Ashley Purdy. 8.

"Who will save me from myself?"
Andy Biersack x Ashley Purdy.
Part 8 - I'm home again, and I'll never let this go.


Ashley's POV.

  Obudziły mnie ostre promienie słoneczne, które padały prosto na moją twarz. Początkowo próbowałem jakoś z nimi walczyć, zakrywając twarz dłońmi, jednak później i tak nie mogłem już ponownie zasnąć. Pomimo tego że dopiero się obudziłem, cały czas byłem zmęczony. Chciałem iść spać, ale nie mogłem zasnąć, no i gdzie w tym wszystkim logika? 
Dzisiejszą noc spośród wszystkich innych wyróżniało jednak to, że miałem przepiękny sen. Takie sny mógłbym mieć codziennie, przysięgam. To chyba nawet trochę zabawne, że w moim śnie czułem się bezpieczniej, niż w prawdziwym życiu. Ale biorąc pod uwagę to, co śniło mi się w ciągu ostatnich kilku lat... każdego dnia mogło mi się przyśnić praktycznie wszystko, i rzadko kiedy bywały to rzeczy normalne, więc powiedzmy, że zdążyłem się przyzwyczaić, o. 
Przez kilka kolejnych minut moje myśli obiegły chyba każdy możliwy temat, jaki tylko mi się nasunął. Nagle poczułem dość intensywny zapach spalenizny, a po niedługiej chwili usłyszałem litanię przekleństw. Dźwignąłem się do góry rozglądając się po moim salonie, który połączony był z kuchnią. Andy zmierzał właśnie w moim kierunku z rozzłoszczoną miną. Usiadł na kanapie obok mnie i spojrzał w moim kierunku, wysuwając do przodu dolną wargę, niczym malutkie dziecko. Zaraz, czyli to nie był sen?
- Chciałem zrobić Ci śniadanie, ale... Chyba już zapomniałem jak używa się całego sprzętu kuchennego. - Powiedział dość chaotycznym, nierównym tonem, jednak po wypowiedzeniu tych słów kąciki jego ust uniosły się do góry, malując na jego twarzy niewinny uśmiech. Yup, to był Andy, wciąż miał ten swój uśmieszek. Przez chwilę jeszcze patrzyłem w jego stronę, po czym odwróciłem wzrok w kierunku kuchni. Zaśmiałem się cicho, w międzyczasie znów przenosząc wzrok na Andy'ego.
- Eh, Andy... Płatki robi się raczej w garnku, nie w patelni. - Po moich słowach Andy walnął się ręką w czoło, wywracając oczami. 
- Cholera, no tak. To poczekaj, zaraz zrobię Ci nowe. - Bez chwili zastanowienia Andy podniósł się do góry i już chciał ruszyć w kierunku kuchni, jednak ja szybko złapałem go za rękę i pociągnąłem go w dół, sprawiając, że znów usiadł obok mnie. W odpowiedzi jedynie arogancko się uśmiechnął i położył rękę na moim kolanie, by chwilę później przysunąć się do mnie i pocałować mnie w policzek. Znów nie wiedziałem co robić. Pomiędzy nami zapanowała chwila ciszy.
- No to może wreszcie do cholery powiesz mi, co działo się z Tobą przez ostatnie 9 lat? - Sam nie wiem czemu, ale nagle poczułem ślepą złość, było mi dziwnie. Bo w sumie jakim prawem nagle, po 9 latach, on przychodzi do mnie i rozmawia ze mną jak gdyby nigdy nic? 
- No tak, racja. Jestem Ci winien tłumaczenia. - Jego głos nagle stał się chłodny, szorstki, zupełnie inny niż chwilę temu. To też mnie denerwowało. 
- Doprawdy? - Zapytałem ironicznie, wywracając oczami. Odwróciłem wzrok na ścianę, jednak kiedy pomiędzy nami znów zapanowała ta kurewska cisza, mój wzrok przeniósł się z powrotem na mężczyznę. Wpatrywał się we mnie ze zmarszczonymi brwiami, chyba mordował mnie wzrokiem. 
- Nie bądź taki, Ashley. - Wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym zaczął trochę szybciej oddychać. Zaczynałem się go bać...
- Jaki? Zresztą nieważne, raczej bardziej interesuje mnie ostatnie 9 lat, Andy. No dalej, zaczynaj. 
- Problem w tym, że ja nie wiem od czego zacząć... No dobra, już wiem. Od momentu kiedy znalazłeś mnie w szpitalu, martwego. Znaczy, ekhm, "martwego". - Jego głos znów stał się cichy i słodki, mówił powoli, wyraźnie. De-ner-wo-wał mnie tym. 
- No, pamiętam, raczej trudno zapomnieć. 
- Nie umarłem w tamtym wypadku, Ash. Nie umarłem też w szpitalu. W pewnym sensie wcale nie umarłem. Można powiedzieć, że upozorowałem swoją własną śmierć.
- Co? Ale... Po co, dlaczego?
- Przez to, kim wtedy miałem się stać, musiałem to zrobić, rozumiesz? Musiałem.- Wyszeptał, nie patrząc na mnie, lecz wyglądając przez okno. - Przez to niebezpieczeństwo, na które wtedy mógłbym cię narazić. Niebezpieczeństwo, na które narażam cię teraz.
- Nie rozumiem... - Powiedziałem cicho, a pomiędzy nami znów zapanowała cisza. Andy przeniósł wzrok prosto na moje oczy i złapał mnie za obie dłonie, łącząc je ze sobą.
- Nie jestem człowiekiem, Ash. Już nie.
- Co kurwa? Andy, serio, to nie jest czas na pierdolone żarty. Powiedz po prostu co działo się z Tobą przez to głupie 9 lat, to w sumie nie ma większego znaczenia, po prostu chcę wiedzieć.
- A więc mi nie wierzysz?
- Nie?
- Więc jak wytłumaczysz to...? - Zapytał, pokazując dłonią na moją szyję, a ja bez namysłu złapałem się za wskazane przez niego miejsce. Wyczułem tam dwie wypukłe kropki, które znajdowały się w niewielkich odstępach od siebie, bolało jak cholera, jakim cudem nie zauważyłem tego wcześniej?
- Czy Ty?...
- Tak, wtedy w łazience, w wannie, nie pamiętasz? - Jego usta wygięły się w szyderczym uśmiechu, co sprawiło, że zacząłem się go naprawdę bać. Andy znów przysunął się do mnie i pocałował moją szyję w kilku miejscach, przyprawiając mnie o kolejny atak dreszczy. Czułem się jak w jakimś durnym amerykańskim filmie, jak w jakimś pierdolonym "Zmierzchu". Co to ma być, wampir? Zombie? Żywy trup? Nie potrafiłem w to wszystko uwierzyć, cały czas czułem się jak w śnie, z którego lada chwila mogę się obudzić, przecież takie rzeczy nie dzieję się naprawdę! Schowałem twarz w dłoniach, od tego wszystkiego zaczynało mi się robić słabo.
- To był sen... - Wyszeptałem, przymykając swoje powieki. Mężczyzna przysunął się jeszcze nieco bliżej mnie, obejmując mnie jedną ręką.
- Nie był. To też nie jest sen. Nie obudzisz się, to dzieje się naprawdę. Jest jeszcze jedno...
- Aha, czyli może być gorzej? 
- Czy ja wiem. Słuchaj, najwidoczniej nie zdajesz sobie sprawy, na jakie ryzyko w tym momencie się narażasz. Znaczy, ja cię narażam. W każdej chwili mogę się na Ciebie rzucić, zabić cię, dociera to do Ciebie? Teraz daję radę, wcześniej nie raz spędzałem czas wśród ludzi, ale na dłuższą metę tak nie pociągnę. To jak wymachiwanie głodnemu psu stekiem przed nosem z nadzieją, że cię nie zaatakuje. Zrobiłem to dla Ciebie, cholera, nie dla siebie. Teraz... Teraz nie chcę znów odpuścić, znów cię stracić, znów cię zostawić, dlatego będę musiał cię zmienić. Wtedy będziesz bezpieczny. - Po jego słowach momentalnie podskoczyłem do góry, od razu kierując wzrok w jego stronę. Uniosłem obie brwi do góry i pokręciłem przecząco głową, strącając jego rękę z mojego ramienia i odsuwając się od niego.
- Ty chyba nie masz pojęcia o czym mówisz, człowieku! - Przerwałem na chwilę zdając sobie sprawę, że określenie którego użyłem nie było do końca trafne. - Wtedy bez trudu przyszło Ci zostawienie mnie po DWUNASTU latach znajomości, myślisz, że teraz będzie inaczej? Wpakujesz mnie w jakieś gówno, z którego pewnie nie ma żadnego wyjścia, a potem zostawisz mnie z tym wszystkim samego, tak jak wtedy! Nie zgadzam się na żadną przemianę, zamianę, zmianę, czy cokolwiek innego! Nie zgadzam się i koniec!
- Nie krzycz... Naprawdę nic nie rozumiesz, Ash? Kocham cię. Jestem dla Ciebie niebezpieczny, wtedy też byłem, dlatego dla TWOJEGO dobra musiałem zniknąć z Twojego życia. Teraz wiem czego chcę. Chcę Ciebie. Przykro mi, ale zmienię cię, czy Ci się to podoba czy nie. Będziesz mój. Jesteś mój.

8 komentarzy:

  1. Mrrrrrrr, supeeeeeeeer!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. wiedziałam, że jest wampirem :D
    no kurde, WIEDZIAŁAM!
    powinnam zostać wróżbitą.. :D
    i rodział oczywiscie cholernie mi się podobał :)

    OdpowiedzUsuń
  3. dobra robota! :) z reguły nie przemawiają do mnie historie z wampirami, ta jednak wręcz przeciwnie :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, strasznie miło mi to słyszeć. No i oczywiście dziękuję!

      Usuń