Strony

sobota, 22 marca 2014

"Who will save me from myself?" Opowiadanie Andy Biersack x Ashley Purdy. 9.

"Who will save me from myself?"
Andy Biersack x Ashley Purdy.
Part 9 - You can be the devil, I will be the sinner
              You can be the drug, I will be the dealer.


Andy's POV.

  Ashley leżał wtulony we mnie i spokojnie oddychał. Był taki uroczy, kiedy spał, a na dodatek tak cudownie pachniał. Ale to wszystko jest... zabawne. Kto by pomyślał, że myśli kogoś takiego jak ja będą wyglądały jak rodem z głowy głupiej, zakochanej nastolatki? A myślałem, że już pozbyłem się wszystkich uczuć, że oprócz bezwzględnego pragnienia nic we mnie nie zostało. To niesamowite, co ten chłopak ze mną robił. Kochał mnie, a to niszczyło nas obojga. Ta pierdolona miłość nas zniszczyła. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, ile cierpienia zaoszczędziłbym mu, gdybym nigdy nie pojawił się w jego życiu. Nienawidziłem siebie za to, kim się stałem. Najgorsze było to, że nic nie mogłem z tym zrobić, nie mogłem zatrzymać samego siebie, straciłem nad sobą kontrolę. Przy "życiu" utrzymywało mnie tylko to, że mogłem codziennie patrzeć na Ashleya, chociaż to robiło ze mnie jeszcze większą bestię. Codziennie patrzyłem jak płacze, jak się rani, jak cierpi. Przytulałem go, powtarzałem mu, że jest wspaniały, piękny, ale on nic nie czuł, nic nie słyszał. Wiele razy powtarzałem sobie, że nadejdzie taki dzień, w którym będziemy szczęśliwi, razem. Zbudujemy coś, czego żaden ze światów nie będzie w stanie zburzyć, ale to były tylko puste słowa. Aż do teraz. Wiem, że będziemy szczęśliwi. Wiem, czuję to. Nie pozwolę mu odejść, choćby błagał mnie o to na kolanach. Nigdy nie zostawię go znów samego. Będę przy nim zawsze, przez całą wieczność. Okej, może zaczynałem brzmieć trochę jak zdesperowany psychopata, ale chyba na tym polega miłość, prawda? Przecież żadna miłość jeszcze nie była do końca normalna, nasza też nie musi i... na pewno nie będzie. 
Uśmiech sam wszedł na moją twarz, kiedy chłopak otworzył oczy i od razu uniósł kąciki ust ku górze. Popatrzyłem na niego jeszcze przez chwilę, po czym przysunąłem się bliżej niego i pocałowałem go w czoło, kładąc obie ręce na jego plecach, tym samym przyciskając go do siebie jeszcze bardziej. Oczywiście nie za mocno, przecież nie chciałem mu nic zrobić. 
- Dzień dobry, śpiąca królewno. - Powiedziałem cicho, opierając głowę o czubek głowy Ashleya. Nie widziałem jaką minę teraz zrobił, ale byłem pewien, że ta śpiąca królewna niezbyt mu się spodobała. Westchnął ociężale i owinął ręce wokół mojej szyi, umiejscawiając swoje dłonie na moim karku. Był tak blisko, że aż czułem jego stabilny puls, prawie słyszałem, jak krew powoli płynie w jego żyłach i... Zamknij ryj, nawet o tym nie myśl.
- Jakim cudem znalazłem się w łóżku? Przecież zasnąłem na kanapie... 
- Kochanie, przecież się nie przeteleportowałeś, anie nie przefrunąłeś. Przeniosłem cię, nie chciałem, żebyś znowu spał na kanapie, to niewygodne. - Wypowiadając te słowa kilkukrotnie pogłaskałem chłopaka po włosach, a kiedy skończyłem, pocałowałem go w czubek głowy. On jedynie przytaknął, po czym odsunął się ode mnie na tyle, żebyśmy swobodnie mogli spojrzeć sobie w oczy. Ashley przysunął głowę nieco bliżej mojej, sprawiając, że nasze czoła oparły się o siebie nawzajem. Wtedy właśnie jedną rękę położyłem na jego policzku i pogładziłem go kciukiem, drugą natomiast wplątałem w jego długie włosy. Wiedziałem, że nie powinienem, że to niebezpieczne, ale nie mogłem się powstrzymać, to nie było możliwe. Przysunąłem moją twarz jeszcze trochę bliżej jego, sprawiając, że nasze usta delikatnie się dotknęły. Zacząłem szybciej oddychać. Bałem się, ale z drugiej strony tak bardzo tego pragnąłem... Nasze usta złączyły się w pocałunku, przyprawiając mnie o wspaniałe uczucie, o którym już dawno zdążyłem zapomnieć. Wydawało mi się, jakbyśmy znów pocałowali się po raz pierwszy, jakbyśmy znów mieli te 16 lat. Znów byliśmy tylko my, nic więcej się nie liczyło, nic więcej nie miało znaczenia, tylko ja i on. Tylko ja i Ashley. Niebo i piekło razem. Jego ruchy były ostrożne, spokojnie, jego usta prowokująco ocierały się o moje, cholera... Pomimo tego jak bardzo nie chciałem przerwać, jak bardzo chciałem całować go przez cały dzień, musiałem się od niego oderwać, inaczej nie umiałbym się zatrzymać, straciłbym kontrolę, chciałbym od niego tylko więcej i więcej, a na to żaden z nas nie był gotowy. 
- Ash, proszę cię, nie każ mi z tego rezygnować. Wiem, że Ty też tego nie chcesz... Nie chcesz żebym odszedł, prawda? Proszę, powiedz, że nie. Kocham cię, naprawdę cię kocham, nie chcę narażać cię na jakiekolwiek niebezpieczeństwo, słoneczko, muszę cię zmienić. Normalnie nawet nie spytałbym się o zgodę, ale jesteś dla mnie tak bardzo ważny, że nie mogę zrobić nic wbrew Tobie. Kocham cię tak bardzo, że kurwa, nie potrafię. Boję się o Ciebie, bo nie wiem, co będzie działo się ze mną następnego dnia, następnej godziny. Ja nie potrafię kontrolować mojego ciała, nie potrafię kontrolować siebie. Zrozumiesz to, kiedy też nie będziesz potrafił nad tym zapanować, tylko...
- Andy, dość. Czy ja powiedziałem, że się nie zgadzam? - Ashley podniósł się do pozycji siedzącej, a po chwili ja zrobiłem to samo. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, unosząc brwi do góry. Co za człowiek...
- No tak. Wczoraj powiedziałeś. 
- Dobra, może i powiedziałem, ale pomyśl przez chwilę... Czy gdybym tak naprawdę tego nie chciał, pozwoliłbym Ci na to wszystko? Przecież wiesz, że cię kocham. Wiem, że wiesz. Wiesz też, że mi na Tobie zależy, inaczej nie pozwoliłbym Ci się nawet dotknąć. Chcę, żebyś mógł czuć się przy mnie pewnie, swobodnie, ale ja sam się tego boję. Nie wiem co mnie czeka, ciągle powtarzasz, że jesteś bestią, zwierzęciem, nie masz nad sobą kontroli, co JA mam o tym myśleć? A poza tym, pojawiasz się nagle, nie wiadomo jak i skąd i oznajmiasz mi, że chcesz zrobić ze mnie coś, o czym nie mam zielonego pojęcia. Zastanowiłeś się chociaż przez chwilę, jak ja to odbiorę? 
- Nie...
- No właśnie. Daj mi trochę czasu, bo ja nawet nie do końca jeszcze uwierzyłem, że to nie jest sen. Wciąż boję się, że znów obudzę się gdzieś, gdzie nie ma Ciebie. - Urwał na chwilę, wsuwając jedną ze swoich dłoni pomiędzy moje, a drugą kładąc na moim ramieniu. Spojrzał w moje oczy i przysunął się bliżej, całując mnie najpierw w szyję, a później w policzek. Mocniej zacisnął dłoń na moim ramieniu, a na jego ustach znów pojawił się uśmiech, ten, który kocham najbardziej. - Nie zmieniłeś się, Andy. Może z wyglądu jesteś zupełnie inny, ale w środku wciąż jesteś taki sam. Ale to dobrze, w końcu właśnie takiego Ciebie pokochałem lata temu.

I pomyśleć, że cały dzień przeleżałem z Ashem w łóżku i nie nudziłem się ani przez chwilę. Mieliśmy tak wiele do opowiedzenia, tak wiele do wspominania, że aż bałem się, że nie starczy nam na to wszystko czasu. Wspaniale było znów rozmawiać z nim o wszystkim, ale dziwnie czułem się, kiedy opowiadał mi o rzeczach, o których ja tak naprawdę wiedziałem - przecież on nie miał pojęcia, że cały czas przy nim byłem, a ja? Ja jak zwykle nie miałem odwagi mu o tym powiedzieć. Nieważne, przynajmniej mogłem zobaczyć jego uśmiech. Uśmiechał się cały czas. Był szczęśliwy. Czy to możliwe, że po tych wszystkich cierpieniach, po tych wszystkich ranach, które mu wyrządziłem, teraz sprawiłem, że był szczęśliwy? Wygląda na to, że rany się goją. Dobra robota, Biersack.

4 komentarze:

  1. pewnie moje komentarze zaczynają robić się nudne, ale każdej soboty, jak po 500 razy wertuję bloga i w końcu widzę nowe opowiadanie popostu nie mogę się powstrzymać :)
    podoba mi się bardzo, ale jak będzie jeszcze około 6 części pewnie oznacza, to że nie będzie kolorowo.
    bynajmniej narazie cieszę się szczęściem chłopaków i czekam do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nudne? Skądże, nawet nie masz pojęcia, ile radości sprawia mi każdy Wasz komentarz. Nie spodziewałam się tylu pozytywnych opinii. Dziękuję bardzo, bardzo, bardzo! :)

      Usuń
  2. Ach, oni są tacy słodcy!! W każdą sobotę od rana patrze i czekam na następny rozdział! Kocham CIĘ!

    OdpowiedzUsuń