Strony

poniedziałek, 1 lipca 2013

Andley Oneshot ~ "I can't be saved".

Witajcie. Tak jak mówiłam, zaczynają się wakacje, więc opowiadania będą się teraz pojawiać przynajmniej trochę częściej. Nadal będą to w większości tłumaczenia, ale postaram się wrzucić trochę moich opowiadań. Mam do Was pytanie - jakie oneshot'y chcielibyście, żebym dodawała? Nie wiem, wesołe, smutne, śmieszne, zwyczajne, romantyczne, brutalne... Kategorii jest wiele, a ja za każdym razem mam dylemat, co by tu przetłumaczyć. Dlatego, jeżeli macie jakieś szczególne życzenia, to piszcie śmiało.
Co do opowiadania - uprzedzam, ja ryczałam jak głupia przez pół godziny, nie przesadzam, dlatego chusteczki w dłoń i lecimy.


***

Andy x Ashley ~ "I can't be saved".

Piosenka w tle: 

                  




I never meant to be the one, who kept you from the dark. 

Andy nigdy nie przypuszczał, że to wszystko potoczy się w ten sposób.

But now I know my wounds are sown because of who you are. 

Miał w przeszłości sporo dziewczyn, kochał je wszystkie, ale kiedy był z nimi nie czuł się kompletnie. Jakby czegoś mu brakowało. To była ta duża dziura, której jeszcze wtedy nie mógł zapełnić, nie wiedział jak. W głębi serca bardzo chciał znaleźć kogoś, kto pomoże mu ją wypełnić, ale dziewczyna po dziewczynie, zbliżenie po zbliżeniu, on nadal nie mógł zrealizować tego, czego naprawdę pragnął. Mimo, że miał Ashleya.
Ashley był kawałem skurwiela, ale to on był jego najlepszym przyjacielem, osobą, do której mógł zwrócić się z każdym problemem. Nie musiał już dłużej sobie ufać i wierzyć, że to ból jest jego przyjacielem, Ashley był przy nim, pomagał mu się podnieść i powstrzymywał go przed robieniem jakichkolwiek głupstw.

I will take this burden on and become the holy one.
But remember I am human and I am bound to sing this song.

W jego pamięci wciąż odtwarzał się dzień, kiedy Ashley był świadkiem jego napadu paniki, ślepej chęci poczucia bólu. Niespodziewanie wtargnął do łazienki, kiedy Andy trzęsąc się ze strachu i bezsilności próbował żyletką przeciąć skórę na nadgarstku. Ashley wyglądał wtedy na rozczarowanego, jakby czegoś żałował... Zanim Andy zdążył cokolwiek powiedzieć, Ashley podbiegł do niego, złapał go za koszulkę i niemal rzucił nim o ścianę, przyciskając go do niej z całej siły.

So hear my voice.
Remind you not to bleed.
I am here.

Wciąż pamięta zdanie, które Ashley wtedy wykrzyczał. Zdanie, które codziennie odbija się cichym echem w jego pamięci. "Nigdy więcej w Twoim pierdolonym życiu nie tkniesz znowu tego gówna, rozumiesz?". Wciąż pamięta gwałtowny pocałunek, szorstki, a zarazem przepełniony namiętnością. Nie wiedział jak zareagować, dlatego zrobił wtedy coś, czego żałował każdej pojedynczej sekundy swojego życia. Odepchnął go. Wciąż pamięta przepełnione bólem spojrzenia, wciąż pamięta wyraz twarzy Ashleya. Wciąż pamięta czyste zdezorientowanie, które wtedy czuł.

Savior will be there.
When you are feeling alone.

Ashley zawsze był przy nim, ale trzymał go na dystans. Po tym wydarzeniu praktycznie nigdy nie zostawał z Andy'm sam na sam. Dzień po dniu, poczucie winy zjadało go od środka. To nie tak, że on go nie lubił. On po prostu...  Nie był gejem! Nie był też całkowicie heteroseksualny... I to był koniec wszystkiego. Za każdym razem, kiedy był obok Ashleya, zapominał jak oddychać, zapominał jak mówić, zapominał jak funkcjonować. Tak, bał się. 

A savior for all that you do.
So live freely without their harm.

Pomimo tego wszystkiego, Andy nie mógł powstrzymać się od spędzania z nim czasu. Za każdym razem z trudem powstrzymywał się od łez, chciał wrzeszczeć. Fakt bycia tak cholernie samotnym, niechęć do samego siebie, to wszystko powoli brało nad nim przewagę. Ashley podtrzymywał go przy życiu, pomiędzy pocałunkami mówił mu, że przy nim jest bezpieczny. Udowadniał mu, jak bardzo go kochał. Andy zawsze mógł pokręcić głową, odepchnąć go, powiedzieć, że nie jest gotowy. Ashley przytaknąłby, powoli by się odsunął, zrozumiałby. Ale Andy nigdy tego nie zrobił. Czy on się poddawał? Czy mógł coś stracić? Zapewne wiele. Nigdy nie dowie się, czy Ashley kiedykolwiek czuł do niego to samo. Po tym wszystkim powoli przestawał mówić. Może zapominał?

A może po prostu szukał wymówek? Do ostatniej chwili chciał bronić się przed myślą, że Ashley nic do niego nie czuje, że opuści go gdy tylko zaczną się do siebie zbliżać. Nie potrafił poradzić sobie z samotnością, która nasilała się codziennie, nie dawała żyć, niszczyła wszystko. Ból przestawał sprawiać mu przyjemność. Jedyne lekarstwo przestawało działać. Obłęd rósł z dnia na dzień, z minuty na minutę, z sekundy na sekundę. 

Więc wziął głęboki oddech i zrobił krok do przodu, skoczył z klifu mając nadzieję, że spokojna woda miłości zakończy jego cierpienie.

4 komentarze:

  1. zajebiste opowiadanie, proszę o wiecej smutnych opowiadań, z tragicznym zakończeniem, ale szczesliwe zakonczenie tez mi pasuje :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To było piękne (*.*) wzruszyłam się

    OdpowiedzUsuń